piątek, 26 czerwca 2009

Dzieci Anne Geddes



Nie wiem, czy to ładnie, już w drugim poście krytykować i oburzać się, ale wierzcie mi, nie mogę się powstrzymać. Od 4 miesięcy jestem szczęśliwą mamą i obcuję na co dzień z bardzo charakternym maluchem. Zdjęcia Anne Geddes nigdy do mnie szczególnie nie przemawiały, natomiast od narodzin dziecka, drażnią mnie potwornie.

Jedną z bardziej zaskakujących rzeczy na temat małych dzieci jest to, że one wcale nie są dziecinne. O wiele bardziej przypominają dorosłych, niż mi się wcześniej wydawało. Owszem, mój syn bywa słodki, bywa uroczy, ale równie często jest poważny, zamyślony, zajęty jakimś tylko dla siebie zrozumiałym zajęciem. Potrafi też wkurzyć się i głośno protestować, jeśli coś mu się nie podoba. Ma bardzo wyraźne własne upodobania, czasem bardzo odmienne od moich.

Piszę o tym, bo mam wrażenie, że w zdjęciach Geddes nie ma tej godności, którą widzę w dzieciach. Nie są ludźmi – są maskotkami, ślicznymi, uroczymi pluszaczkami.





Podobnie bywa z kobietami – często na zdjęciach są przedstawiane niczym plastikowe lalki, zredukowane tylko do pięknego ciała, do jędrnego biustu i do krągłych pośladków.

W obu przypadkach mamy do czynienia z uprzedmiotowieniem: kobiety na okładkach magazynów dla panów są jedynie obiektami seksualnymi; dzieci u Geddes są jedynie obiektami służącymi tanim wzruszeniom i westchnieniom "och, jakież to słodkie!"

Wśród typowych dla Geddes zdjęć dzieci w przebraniach kwiatuszkowo-zwierzątkowych, znalazłam też fotografię, od której ciarki mi chodzą po plecach.


Proszę tylko spojrzeć na twarze tych dzieci. Część płacze, część z niepokojem rozgląda się za rodzicami (cała grupa po prawej stronie najwyraźniej patrzy w stronę matek lub ojców stojących poza kadrem), część po prostu nie rozumie, co się dzieje. Tak małym dzieciom trudno wytłumaczyć, że to tylko zabawa. Ja też nie czułabym się dobrze, gdyby ktoś włożył mnie - nie wiadomo po co - do doniczki, razem z setką innych zdezorientowanych delikwentów. Geddes, zamiast schować to zdjęcie przed światem, publikuje je na swojej stronie, najwyraźniej nie widząc w tym ujęciu nic niepokojącego.

Źródło: http://www.annegeddes.com/

Gdyby chodziło tylko o samą Geddes i jej pomysły – pewnie nie przyszłoby mi do głowy pisać tego posta. Ale te zdjęcia zrobiły wielką karierę, a autorka ma setki wielbicieli.
W każdym chyba Empiku można kupić notes, kalendarz, plakat z jej zdjęciem. Ludzie chcą to oglądać i chcą postrzegać dzieci w ten sposób. Problem zaczyna się, kiedy taka maskotka przestaje być słodziutka i zamiast błogo spać zaczyna brutalnie zakłócać ciszę nocną.

W ramach kontrrprzykładu – zdjęcie Anne Leibovitz z ostatniej wystawy "A photographer's life".


Źródło: somethingjessica

3 komentarze:

  1. Tak. Najdziwniejsze jest to, że ludziom się te zdjecia ciągle podobają i Anne Geddes ma kolejnych naśladowców. To jest 'fajne' i 'słodkie'. Tylko po co?

    OdpowiedzUsuń
  2. Autorkę wpisu całkiem rozumiem - chyba jako matka maleństwa tym mocniej odbiera te kadry. Zgoda co do uprzedmiotowienia - jednak mimo prawdziwości to trywialny argument.
    Co do twórczości Gedes powiedzmy sobie jedno: to jest 'sztuka' użytkowa - to są pocztówki i jako takie idą w kicz i mimikrę, więc osobiście wcale nie traktuję tego jako 'fotografii'.

    OdpowiedzUsuń
  3. I pewnie Ci do głowy nie przyszło, że to fotomontaże, hmm ?
    Pewnie wydaje Ci sie, że niemowle ot tak spokojnie usnęłoby sobie w starym bucie ?
    ...
    Gratuluje wyobraźni.
    Photoshop nie dla idiotów...

    OdpowiedzUsuń