wtorek, 29 września 2009

Ładne rzeczy

 

Niezbyt pociągają mnie zdjęcia ładne. Ładne, czyli przedstawiające ładne przedmioty sfotografowane w ładny sposób. Kwiatki, pieski, muszelki, zachody słońca, krople rosy na liściu, motylki w zbliżeniu – fotografie, które nadają się do zestawu tapet instalowanych standardowo w telefonie komórkowym. Brrr…  Zazwyczaj pod przyjemną powierzchnią tych zdjęć zieje straszna pustka.

Nie wiem, może mam jakiś problem, bo zdjęcia przedmiotów brzydkich wydają mi się ciekawsze, bardziej pobudzające do myślenia. 

Ładność mnie rozleniwia i nudzi. Brzydkość - pobudza i zaciekawia. Od kiedy odkryłam, że tak mam, trochę mnie to dręczy, bo takie uogólnienie wydaje się być rodzajem intelektualno-estetycznej koleiny.

Zdjęcia ładnych przedmiotów i ładnych ludzi atakują nas zewsząd. Pełno ich w reklamach, na stronach magazynów, na okładkach zeszytów, na opakowaniach. Brzydkie rzeczy są na cenzurowanym.  Dlatego sztuka – dziedzina zajmująca się wyciąganiem na światło dzienne zjawisk wykluczanych i pomijanych -  tak chętnie z nich korzysta. Nie powinno więc dziwić, że zdecydowanie więcej jest projektów fotograficznych pokazujących rzeczy brzydkie, mówiących o sprawach trudnych, czy odwołujących się do uczuć uznawanych za negatywne. Ale czy to automatycznie oznacza, że zdjęcia rzeczy ładnych, zdjęcia mówiące o sprawach przyjemnych i odwołujące się do uczuć uznawanych za pozytywne skazane są a priori na etykietkę kiczu i taniochy? Nie. Wydaje mi się, że taki cykl, mówiący w autentyczny sposób o radości życia, o szczęściu, o  przyjemnościach – jest o wiele trudniejszy do wykonania.

W ramach ilustracji – zdjęcia japońskiej fotografki Rinko Kawauchi. Po raz pierwszy zwróciłam na nie uwagę w przekrojowym albumie prezentującym prace młodych fotografów Vitamin PH. New perspectives in photography. Wśród prac dziwnych, konceptualnych, mrocznych i tajemniczych prace Rinko Kawauchi były wyraźnie inne: ładne, proste, świeże. Kwiatki, motylki  i nawet kropla rosy na liściu! Lubię na nie patrzeć, choć nie prowokują mnie one do jakiś głębokich przemyśleń (a muszą?). Bardzo jestem ciekawa, jak prezentują się na wystawie, czy w albumie, bo z tego, co wiem Kawauchi tworzy z nich dość rozbudowane cykle i pewnie dopiero rzut oka na całość dałby wyobrażenie o sensie tych zdjęć. Tak czy inaczej: rzecz ładna, a i ciekawa. 

kawauchi1 

kawauchi6

kawauchi9

kawauchi7

kawauchi10

Zdjęcia: © Rinko Kawauchi

Tu więcej na temat Rinko Kawauchi

sobota, 26 września 2009

Valerie i jej brzuch

 

valerie1

Znalazłam dziś na stronie Feminoteki ciekawy tekst Anny Zdrojewskiej, dotyczący ciała kobiet po ciąży: zmian, które w nim zachodzą, a przede wszystkim stosunku kobiet do tych zmian: pełnego wstydu i tęsknoty za utraconą nieskazitelnością. Autorka przywołuje w tekście zdjęcie Nan Goldin, przedstawiające przyjaciółkę Goldin - Valerie - i jej poorany rozstępami brzuch.

Zdrojewska pisze: "Kilka lat temu zobaczyłam zdjęcie Nan Goldin. Był na nim brzuch pokryty grubą siecią rozstępów. Skóra wyglądała tak, jakby kot ostrzył sobie na niej pazury. Rozstępy nie zdążyły jeszcze zblednąć. Drastyczna - tak określiłabym tę fotografię. Wyłom w świecie znanych mi obrazów. Zawieszona obok zdjęć przedstawiających heroinistów i ofiary przemocy najgłębiej wryła mi się w pamięć zwykłym, jak się później miałam dowiedzieć, kobiecym brzuchem po ciąży." (Tu można przeczytać tekst w całości.)

Zaciekawiło mnie to, ponieważ dobrze pamiętam, jak odmienne wrażenie zrobił na mnie portret Valerie. Jest na nim dumna, wręcz bezwstydna kobieta, patrząca ze śmiałością w obiektyw, ani trochę nie zawstydzona tym, że jej brzuch daleki jest od ideału z kolorowych magazynów. Wobec tej pewności siebie, tej siły w spojrzeniu, rozstępy na brzuchu stawały się bardziej pamiątką po ciąży, niż skazą na urodzie. Było dla mnie w tej fotografii coś bardzo pociągającego. Kojarzyła mi się z plemionami afrykańskimi, które dobrowolnie poddają się skaryfikacji i noszą swoje blizny z dumą.

Z resztą wystarczy popatrzeć na inne zdjęcia Valerie, autorstwa Goldin. Zmysłowa, piękna, trochę dzika kobieta - bardzo odbiegająca od medialnych kanonów urody - a jednoczenie sprawiająca wrażenie kogoś, kto te kanony ma głęboko w poważaniu. Ech, chciałabym taka być.

Zdrojewska pisze o kulturowej presji wywieranej na kobiety, by "po ciąży" doprowadzić ciało do stanu "sprzed ciąży", by zatrzeć wszelkie ślady wydarzenia, które bywa największym życiowym przełomem. Pisze o tym, że jesteśmy obarczane wstydem za coś, co jest nieuniknione, co nie jest wynikiem zaniedbania, lecz naturalną koleją rzeczy. Kiedy patrzę na zdjęcie Valerie, chcę wierzyć, że czasem wystarczy wziąć głęboki wdech, podnieść głowę i pokazać tej kulturowej opresji środkowy palec.

valerie2

valerie4

valerie3

Żródło: Nan Goldin “The Devil’s Playground”

środa, 23 września 2009

Sartorialist vs. Sander

 

sander02 sart07

August Sander “Malarz: Anton Raederscheidt, Koln,ca. 1927”, The Sartorialist

O ile fotografia jest jednym z moich “poważnych” zainteresowań, moda należy do tych “niepoważnych”. Od ponad roku śledzę coraz liczniej powstające blogi na temat mody ulicznej.  To bardzo ciekawe zjawisko: wydaje się, że ludzie mają już dosyć oglądania modelek na pokazach i w kolorowych magazynach i wolą poprzyglądać się innym ludziom. A że tak bezpośrednio gapić się nie wypada – trzeba fotografować!

Jednym z najbardziej znanych blogów tego typu jest Sartorialist, prowadzony przez Scotta Schumana. Autor fotografuje przechodniów na ulicach Paryża, Nowego Jorku i Londynu. Oczywiście tylko tych odpowiednio ubranych. Odpowiednio znaczy w tym przypadku: ciekawie, elegancko, inspirująco, ale także luksusowo. Wśród portretowanych postaci królują redaktorki zagranicznych pism takich jak Vogue czy Elle i zamożni włoscy gentlemani.

Fotografie Schumana – choć ściśle związane ze światem mody – coraz częściej zaczynają funkcjonować w kontekście sztuki. Były prezentowane na kilku wystawach, doczekały się też publikacji w albumie.  Właśnie w kontekście jednej z wystaw padło porównanie Schumana do Augusta Sandera – ikony fotografii XX wieku.

Formalne podobieństwo jest uderzające. Sam Schuman z resztą przywołuje Sandera, jako jedną ze swych inspiracji. Pozowane portrety wyrazistych postaci, na tle ulic i zieleni. Prawdziwi ludzie w ich prawdziwym otoczeniu, sfotografowani w piękny, klasyczny sposób.

 sart01

sart08

Źródło: The Sartorialist

Właśnie ze względy na to powierzchowne podobieństwo, uwagę zwracają różnice między dwoma fotografami.  Sander starał się stworzyć naukowy wręcz przegląd społeczeństwa niemieckiego: fotografował artystów, mieszczan, rolników, rzemieślników, młodych i starych, nazistów i żydów. Egalitaryzm jego projektu jest jedną z jego najbardziej widocznych cech. Sartorialist wybiera ludzi ze względu na ich strój. Fotografuje elegancję, piękno, bogactwo zachodniego świata. Od czasu do czasu pojawiają się na jego blogu zdjęcia bezdomnych – trochę jakby wyrzut sumienia i próba udowodnienia, że styl i piękno mogą pojawić się w nieoczekiwanych miejscach. Moim zdaniem, te zdjęcia są tak dobre, że modowy kontekst schodzi na drugi (czy nawet trzeci) plan. Wiele tu poruszających, pięknych portretów, mówiących o ludziach, nie o ich ubraniach. Liczę, że za 30-40 lat, kiedy modne ubrania już dawno będą niemodne, te twarze przemówią jeszcze mocniejszym głosem.

sart06

Źródło: The Sartorialist

Kiedy myślę o zdjęciach Schumana w kontekście projektu Sandera, zastanawiam się, kogo na nich nie ma. Myślę o ludziach, których nie wybrał do zdjęcia. O Amerykanach z nadwagą w szerokich bermudach i adidasach, o kobietach ze sztuczną opalenizną obwieszonych złotem, wreszcie o nudnych, zwyczajnych ludziach w dżinsach i t-shirtach – ani ładnych, ani brzydkich. I chcę wierzyć, że oni też mają swoją historię, że im też można zrobić zdjęcie, które będzie poruszające i piękne.

Zdaję sobie sprawę, że to naiwność. Każdy fotograf wybiera. Szuka postaci wyrazistych, w których twarzy jest coś przykuwającego uwagę. Sander też wybierał – w jego projekcie królują postaci o wyrazistej fizjonomii: jak choćby ten znany łysy kucharz w białym fartuchu. Jak to jest? Czy ci ludzie ze zdjęć są wyjątkowi, czy to dobry fotograf ich takimi czyni?

Przyszedł mi do głowy szaleńczy, utopijny pomysł. A gdyby tak sfotografować wszystkich ludzi? Może zacznijmy lokalnie, od wszystkich Polaków: pełny przekrój społeczny, bez żadnego wybierania, bez szukania bardziej i mniej fotogenicznych twarzy. Właśnie w stylu Sandera i The Sartorialist, dbając o odpowiednie tło i światło, dając każdemu szansę na odsłonięcie czy ukrycie jakiejś prawdy o sobie. Ciekawe, co by z tego wyszło? 

 

Linki: Blog Sartorialist, August Sander

sander03

August Sander Cukiernik, 1928

sander_gypsy

August Sander Cygan, ca. 1930

sander_frau

August Sander Żona malarza, Koln 1924-28

sander_nazi

August Sander, Członek Hitlerjugend, ca. 1941

 

środa, 16 września 2009

“W cieniu fotografii”




Podczas Krakowskiego Miesiąca Fotografii wpadła mi w ręce urocza książka. “W cieniu fotografii” Magdy Stanovej jest zbiorem ciekawych obserwacji i zaskakujących refleksji. Autorka (podążając śladami Barthesa i Sontag) zastanawia się nad sprawami pozornie oczywistymi i dzięki temu udaje jej się w przewrotny sposób opowiedzieć, czym jest fotografia i na czym polega jej fenomen. Refleksjom towarzyszą zdjęcia, zabawne rysunki, schematy i opisy. Generalnie: powstała sympatyczna i mądra książeczka o fotografii. Książeczka, bo ilość stron niewielka, a wydawnictwo bardziej niż poważną książkę przypomina notes.

stanova01

Magda Stanova, W cieniu fotografii - okładka

stanova02

Podróżowanie w czasie: ojciec, syn

stanova03

Czy przed wynalezieniem fotografii ludzie znaleźli się kiedykolwiek w podobnym układzie? – pyta Stanova

Więcej można obejrzeć tutaj (tekst po słowacku i po angielsku): http://www.photo.sittcomm.sk/stanova_shadow.htm

---------------------------------------------------------------------------------

Jest w książce jeden fragment, który wybitnie nie daje mi spokoju, może dlatego, że dotyczy niebezpośrednio fotografii artystycznej i sensu jej tworzenia.

“Fotografia może nam wprawdzie przypominać o jakimś przeżyciu (o ile je pamiętamy pomimo fotografowania), lecz rzadko potrafi przekazać je innym osobom. Często łączymy fotografie z pewną historią lub uczuciem. Pokazując zdjęcie drugiej osobie musimy je opisać słowami. W takim przypadku przekaz jest zrozumiały właściwie tylko wówczas, kiedy słuchacz przeżył coś podobnego. jednak kiedy ogląda nasze zdjęcia, obrazy wyłaniające się z jego pamięci będą dla niego ważniejsze niż nasze.”

Domyślam się, że Stanova miała raczej na myśli zdjęcia prywatne, albumowe, tworzone z myślą o użytku dla potrzeb własnych. Fotografia używana w obszarze sztuki różni się tym, że jest w niej element strategii, że jest w jakimś stopniu obliczona na odbiorcę i stanowi rodzaj komunikatu. Pytanie, czy ten komunikat ma szansę być odebrany? Kiedy myślę o zdjęciach, które mnie poruszają, odnajduje w nich coś, co jest mi znane. Mówią one o uczuciach, które przeżywam, o sytuacjach, w których się znalazłam. Myślę sobie wtedy: aha, nie tylko ja tak mam; ktoś odczuwa podobnie, nie jestem sama. Fotografia jest dla mnie rodzajem ukojenia, daje mi poczucia wspólnoty między mną a autorem czy autorką.

Pytanie, czy mogę odebrać komunikat na temat sytuacji, uczuć, spraw, z którymi nie miałam styczności? Czy fotografia może mi pokazać coś nowego? Czy jest tylko przypomnieniem tego, co już przeżyłam? Krótko mówiąc: czy fotografia jest w stanie zastąpić przeżycie?

Zastanawiam się nad tym z niepokojem, bo pracuję w tej chwili nad cyklem zdjęć o porodzie i macierzyństwie. Dziecko urodziłam 7 miesięcy temu i jest to dla mnie niebywałe i bardzo rozwijające doświadczenie. Zanim zaszłam w ciążę, miałam do macierzyństwa zupełnie inny (dość stereotypowy) stosunek. Że to nudne, że ogłupiające, że na rzecz dziecka trzeba ograniczyć własne plany i ambicje, że okres dwóch- trzech pierwszych lat macierzyństwa jest okresem stagnacji, bo rozwój może odbywać się tylko na polu szeroko rozumianej kariery. Prawda okazała się inna: bardziej złożona, bardziej ambiwalentna. O tym, jak jest – chcę opowiedzieć za pomocą zdjęć. Moim wyimaginowanym odbiorcą jest ktoś taki jak ja z przeszłości. No i wraca pytanie: czy komuś kto nie ma dziecka, kto o nim nie marzy, można opowiedzieć, jak to jest? Póki c0, chcę wierzyć, że można. Najwyżej spadnę z wysokiego konia.

niedziela, 13 września 2009

Talent




Ukazał się najnowszy 20. numer magazynu
Foam, poświęcony zagadnieniu talentu. Numer zawiera min. przegląd prac młodych fotografów i fotografek nadesłanych na konkurs ogłoszony przez magazyn jakiś czas temu. Przyznam się, że swoje zdjęcia też wysłałam, niestety nie trafiły na łamy. W takiej sytuacji zawsze towarzyszy mi nuta zazdrości wobec prezentowanych autorów, która niejednokrotnie zmniejsza przyjemność z oglądania zdjęć i skłania do jałowych porównań w stylu: phi! moje nie były gorsze…

Nie tym razem. Spośród 10 prezentowanych cykli aż 5 bardzo mi się podoba, a 2 powalają na kolana.

Zdjęcia Brazylijczyka Joao Castilho są tak mocne, że nie mogę pozbyć się ich z głowy. Jest w nich magia, coś mrocznego, nieuchwytnego, trudnego do opisania. Dawno nie widziałam fotografii tak tajemniczych i przemawiających do wyobraźni. Brak mi słów.

Próbuję jakoś się do tych zdjęć dobrać, rozłożyć je na czynniki pierwsze. No tak: nieostrość, poruszenia, nasycone kolory, gra światłem, religijne motywy, symboliczne odniesienia… ale oprócz tego pozostaje coś jeszcze jakiś składnik x, którego nie mogę namierzyć. Może to właśnie talent.

www.joaocastilho.net; serie Whirlwind i Vacant plot

castilho1

castilho2 castilho3

castilho4

Copyright: Joao Castilho

środa, 9 września 2009

O ścierce filozoficznie



06

“Ścierka do podłogi jest przedmiotem zwykłym, oswojonym wielokrotnym używaniem, bardzo pospolitym. Jest do głębi szara. To ją łączy z codziennością. Z resztą należy do niej nie tylko z racji koloru, do którego zawsze uporczywie zmierza, lecz także z powodu swych funkcji. Elementarnych jak codzienność. (…)

Obiekty nisko położone, przylegające do ziemi, być może z tej bliskości czerpią siłę i zawdzięczają jej powagę. Jakkolwiek próbowalibyśmy pomiatać i gardzić nimi, wstydliwie ukrywając je - jak szmatę – za rurą zlewu, nie możemy odebrać im spokojnej aury naturalnego znaczenia, niekwestionowanej niezbędności.

[Ścierki] Pełnią też osobliwą rolę obiektów usuwających skutki naszych potknięć i błędów. Używamy ich do obmywania, oczyszczania, usuwania plam powstałych z naszej winy, nieuwagi, pośpiechu. Zdajemy się na nie całkowicie nie pytając, czy rzeczywiście można odwołać zdarzenie dokonane, którego nie potrafimy zaakceptować? Ścierka stwarza wrażenie, że można. W prostocie swych funkcji symbolizuje możliwość zmycia przynajmniej całej powierzchni. Nawet jeśli nie można sięgnąć głębiej, to i tak budzi nadzieję. Ale także odrazę, bo oczyszczając cały brud bierze na siebie. Nasącza się nim, śmierdząca i obrzydliwa.”

Foto: moje; Tekst: Jolanta Brach Czajna, “Powaga ścierek” (fragment) z książki “Szczeliny istnienia”.

środa, 2 września 2009

Doug Dubois: melancholijna zwyczajność



Bardzo lubię fotografów, którzy wybierają tematy ciche, mało spektakularne, czy wręcz nudne. Fotografów, którzy umieją opowiadać o zwyczajnych sprawach: o codziennym życiu, bez fajerwerków. Co tu dużo gadać: moje życie też tak w większości wygląda. Zdarzają się wyspy zdarzeń niezwykłych: wyjazdów, nowych fascynacji, skrajnych emocji, ekscytujących przeżyć, ale na co dzień jest zwyczajnie – dni są do siebie podobne.

Kultura popularna żywi jakąś niewytłumaczalną niechęć do zwyczajności. Wystarczy przejrzeć jakikolwiek magazyn, czy obejrzeć reklamy w TV, żeby natychmiast wyłapać przekazy w stylu “masz żyć intensywnie”. Liczą się nowe doświadczenia, wyjątkowe doznania, mocne wrażenia i nieustanny adrenalinowy high. A ja tego na co dzień nie lubię. Wystarczy mi gonitwa myśli w głowie, nie potrzebuję nieustannego pobudzenia z zewnątrz.

W fotografii – ogólnie rzecz biorąc - też królują tematy głośne: wojna, zbrodnia, znane aktorki, ludzie bardzo piękni albo bardzo brzydcy, egzotyczne miejsca, niecodzienne zdarzenia, sex, drugs and rock and roll – generalnie temat musi przyciągać uwagę.

Sztuka jak zwykle przychodzi mi z pomocą. Coraz częściej natrafiam na projekty fotograficzne “o zwykłym życiu” – takim, gdzie pozornie nie dzieje się nic. Bohaterowie nie są specjalnie urodziwi, nie zajmują się połykaniem noży, nie przydarzyła im się żadna tragedia, chodzą do zwykłej pracy, miewają dzieci, psy i koty. Nuda, proszę państwa!

Doug Dubois “Family Photos 1999-2006”


dubois6

dubois5

dubois4


Doug Dubois “Family Photos 1984-1992”

dubois3

dubois1 dubois2

Copyright: Doug Dubois, www.dougdubois.com

PS: Nie tylko zwyczajność tematu mnie w tych zdjęciach ujmuje. Bardzo ciekawe jest też napięcie pomiędzy sztucznością a autentycznością. Domyślam się, że ten pan na zdjęciach to autor – pytanie, ile w tych fotografiach pozowania, ile autokreacji, choćby tak nietypowej. Ciekawa jest tez zmiana stylistyki pomiędzy nową a straszą serią. Zajrzyjcie koniecznie na jego stronę!